h1b_crop

Halle i Nebra

Równo rok temu pojechaliśmy na konferencję do Halle (Saale), a przy okazji urządziliśmy sobie małą wycieczkę po Saksonii-Anhalt. Może to dobry moment, aby w ramach odświeżenia bloga, zdać małą relację. Region ten jest usiany wyjątkowymi stanowiskami archeologicznymi, które zaskakują jakością znalezisk. Wymienić można chociażby Nebrę i odkryty tam dysk, czy obserwatorium w Goseck. Podczas tego wyjazdu dość często powracało pytanie – dlaczego zaledwie 200 km od Polskiej granicy jest tyle cudów, a u nas… nie ma czy jeszcze nie znaleźliśmy?

Halle

Centralnym ośrodkiem muzealnym jest Landesmuseum für Vorgeschichte w Halle, które poza wysokiej jakości działalnością edukacyjną i wystawienniczą, prowadzi wiele zaawansowanych projektów badawczych – co z polskiej perspektywy może się wydawać lekkim zaskoczeniem.

Wybierając się do Landesmuseum w Halle, zarezerwujcie sobie 3h na zwiedzanie. Muzeum jest dość spore, a od zabytków trudno oderwać wzrok. Każda kolejna sala wystawowa zaskakuje zarówno sposobem ekspozycji, jak i tym co możemy zobaczyć. Efekt „wow!” jest permanentny. To co głównie szokuje – ilość i jakość. Można to odczuć stojąc przed ścianą z tysiącami kamiennych toporków i siekierek, co daje nam wyraźnie do zrozumienia, że ekspozycja obejmuje zaledwie czubek góry lodowej.

Jedną z wizytówek muzeum są wiszące na ścianach bloki, na wystawie jest ich kilkadziesiąt. Nie są to makiety, a wydobyte w całości fragmenty wykopalisk, z ich pełnym potencjałem informacyjnym. Chyba najbardziej imponująco prezentują są ludzkie pochówki, w szczególności wieloosobnicze np. z Eulau czy Salzmünde. Przetransportowanie kontekstów do laboratorium umożliwiło ich eksplorację w sterylnych warunkach, bez pośpiechu wymuszonego terminarzem prac czy warunkami pogodowymi. Należy mieć świadomość, że szczątki ludzkie z neolitu czy epoki brązu są zwykle bardzo słabo zachowane. Jeśli nawet in situ kości prezentują się dobrze, to ich wydobycie w całości jest bardzo trudne. W tym przypadku, nawet dla potrzeb analiz antropometrycznych kości były jedynie odsłaniane, a nie podejmowane z bloku. Prowadzona na bieżąco konserwacja pozwoliła stworzyć z nich trwały monolit, przystosowany do ekspozycji, co ciekawe – nawet w pionie.

Na najwyższej kondygnacji, gdy już kolejne rewelacyjne znaleziska zaczynają powoli nużyć, znajduje się absolutna perła, czyli dysk z Nebry, i tu cała magia zaczyna działać na nowo…

Nie sposób opowiedzieć o każdej sali wystawowej, wiele z nich zasługiwałoby na chociaż kilka zdań. Niech niedopowiedziane będzie zachętą do odwiedzenia muzeum. Na koniec polecam też zajrzeć do muzealnej księgarni, ale ostrzegam, że łatwo poddać się wydawaniu pieniędzy.

h0h1a h2a h1b h2c h3a h3 h3c h3d h4 h5 h6 h6b h6a h7

 

Nebra

Chociaż oryginał dysku jest eksponowany w Halle, zdecydowano uhonorować także miejsce jego znalezienia budując w Nebrze centrum archeo-astronomiczne Arche Nebra. Obiekt ten już z zewnątrz przyciąga uwagę nowoczesną architekturą, a to dopiero początek – cały futuryzm zaczyna się wewnątrz. Nie jest to typowe muzeum. Nie znajdziemy w nim wielu zabytków, a głównie przestrzenne instalacje opisujące historię i ideę dysku, animowane filmy przedstawiające kulisy odzyskania zabytku z rąk paserów, czy niewielkie planetarium, w którym tłumaczony jest mechanizm funkcjonowania jego tarczy jako kalendarza. Znajdziemy także wiele odniesień do innych epizodów związanych z poznawaniem nieba, począwszy od dysku z Nebry, po dysk z sondy Voyager.

n1 n3 n3a n4 n4a n6 n4b n7 n8 n9

Muzeum w Halle warto odwiedzić bez powodu. Jeśli jednak jakiegoś szukacie niech przekona Was nadchodząca wystawa pod wdzięcznym tytułem KRIEG. Jednym z eksponatów będzie wielki blok grobu zbiorowego z bitwy pod Lützen z 1632 r. Ostatnio spotkałem się jednak mieszanymi opiniami na temat takich ekspozycji, określając je jako szokujące, makabryczne, tania sensacja. A co Wy o tym myślicie?

DSC_6648b

W świetle księżyca…

A teraz coś z zupełnie innej beczki…

Jak część z Was wie, jestem fanem dobrej fotografii. Niekoniecznie doskonałej w kwestiach technicznych, bo tu wystarczy mi ogólna poprawność, a o pewnych walorach artystycznych, z fajnym pomysłem i realizacją. Lubię obserwować projekty długoterminowe, eseje o spójnej narracji, a gdy zakończone są papierowym wydawnictwem to już pełnia szczęścia. Fetysz posiadania zdjęć na papierze. Z rzadka udaje mi się trafić na cykle zahaczające o drugą dość istotną część moich zainteresowań, czyli archeologię. Te w szczególny sposób przyciągają moją uwagę. Jestem daleki od ich krytyki w ujęciu fotograficznym – mimo uginających się półek nie czuję się wystarczająco uprawniony. Nie widzę też sensu racjonalno-naukowej oceny obrazów i załączonych tekstów. W ich odbiorze pozwalam zadziałać w pełni subiektywnym odczuciom, wrażeniom wzrokowym, zapewne w dużej mierze dyktowanym sentymentem i ogólnym uwielbieniem do magii ukazywania przeszłości. Czasem zastanawiam się nad sposobem obrazowania naszej przeszłości, czy też archeologii jako dziedziny.  Szczególnie, gdy za temat zabierają się osoby bazujące na wiedzy ogólnej, używające przede wszystkim zmysłów i swojej estetyki. To chyba ciekawa lekcja, z której my, skażeni naukowym podejściem, możemy wyciągnąć pewne wnioski o docieraniu naszych przekazów do ludzi. Do tej kwestii, mam wrażenie, że jeszcze nie raz wrócimy.

Lubię też przeglądać archiwalia archeologiczne, czy po prostu stare zdjęcia z wykopalisk dostępne w Sieci. W dawnych fotografiach jest trochę ducha nieobecnego w obecnej archeologii. Wystarczy spojrzeć jak obecnie dokumentujemy zabytki – wcinamy z tła, pozbawiając jakiegokolwiek kontekstu. Fotografując zaś wykopaliska wyganiamy ludzi z kadru, pokazując opuszczony, lekko odhumanizowany teren prac ziemnych. A gdzie miejsce dla leciwego profesora, w okularach, z wąsem, pochylonego nad materiałem, hm?

Niech ten krótki wstęp posłuży jako przedstawienie działu archaeographica, o obrazowaniu (w) archeologii, lub też obrazowaniu (w) przeszłości. Będę Was odsyłał zarówno do pojedynczych fotografii, jak i całych projektów, albumów, starszych lub współczesnych. Wasze typy – jak zwykle mile widziane. Postaram się przemawiać obrazami, ograniczając do minimum ilość niezgrabnego tekstu.

Aby nie kończyć na samych zapowiedziach… Jutro o tej porze, będziecie wypatrywali pierwszej gwiazdki, zaczniemy zatem tematyką nieco magiczną, mistyczną, archeologiczno-nocno-gwiezdną…

DSC_6634_resize DSC_6635_resize

Ostatnio dotarła wyczekiwana przeze mnie książka, której autorem jest amerykańska fotograf Barbara Yoshida.  Polskim obserwatorom fotograficznych wydarzeń może być znana z serii czarno-białych portretów kobiet, postaci świata sztuki, które swego czasu prezentowane były w Gdańsku i w Olsztynie. Autorka bywała w Polsce także podczas realizacji swoich fotograficznych projektów. Choć mieszka i pracuje w Nowym Jorku, jej ostatni cykl powstał z dala od miejskich świateł, w miejscach które stanowiły lokalne centra dobre kilka tysięcy lat temu. Na cykl Moon Viewing. Megaliths by Moonlight składają się fotografie neolitycznych megalitów subtelnie oświetlanych blaskiem gwiazd i księżyca. Całość została zarejestrowana na materiale analogowym, w spójnej szaro-niebieskiej tonacji. Wykorzystanie kamery wielkoformatowej pozwoliło na swobodne manipulowanie głębią ostrości i wyciąganiem na pierwszy plan wybranych szczegółów. W tle kamieni, rysują się zwykle łuki kreślone przez przemieszczające się po nieboskłonie gwiazdy, które dość symbolicznie podkreślają, często obecny, związek megalitów ze zjawiskami astronomicznymi. Jak opowiada autorka, zainteresowanie menhirami i kamiennymi kręgami pojawiło się u niej po wizycie na Orkadach i fotografowaniu Ring of Brodgar, wtedy też pojawiła się idea dłuższego projektu. Fotografując megality poszukiwała przede wszystkim obiektów mniej rozpoznawalnych, położonych z dala od głównych tras turystycznych, co zaprowadziło ją do 27 miejsc na trzech kontynentach.

Temat z pozoru banalny, koncept też brzmi dość sztampowo, za to efekt całkiem wyborny. Zobaczcie sami…

DSC_6639_resize DSC_6642_resize DSC_6644_resizeDSC_6645_resize Barbara Yoshida, Moon Viewing. Megaliths by Moonlight, Marguand Books – Seattle, 80 stron, 39 kolorowych fotografii, 29×23 cm, oprawa twarda, nakład 500 szt. Cykl zdjęć poprzedza esej Lucy R. Lippard i przedmowa Lindy Connor.

Książkę można nabyć bezpośrednio od autorki. Ze względu na wysokie koszta wysyłki, polecałbym jednak skorzystać np. z angielskiego Amazona.

Zdrowych i spokojnych Świąt!

naglowek_wpisu

Konferencja geofizyczna w Krakowie

W ostatnich dniach listopada gościliśmy w Krakowie na konferencji Metody geofizyczne w archeologii polskiej. Było to trzecie spotkanie tego cyklu, opatrzone podtytułem Rola metod geofizycznych w ochronie dziedzictwa archeologicznego. Przez dwa dni, w pięknych wnętrzach Polskiej Akademii Umiejętności, w doborowym gronie, poznaliśmy wyniki projektów opartych na badaniach nieinwazyjnych. Program uzupełniały wystąpienia o metodyce badań geofizycznych oraz historii ich stosowania w rodzimej archeologii. Sesja była też szansa zaprezentowania naszych działań, w których braliśmy ostatnio udział. Dziękujemy za miłe przyjęcie!

W ramach uzupełnienia tekstów o grodziskach obecnych ostatnio na naszym blogu, a nawet lekko wyprzedzając kolejne wpisy, prezentujemy poster, który pokazywaliśmy w Krakowie.

P. S. Zima łaskawa, więc wciąż siedzimy w terenie, i stąd też lekkie zaległości na naszym blogu… Ostatkiem sił, wieczorami, pracujemy jednak nad kolejnymi wpisami. Prosimy o wyrozumiałość… : )

Mackiewicz_et_al_nieinwazyjne_grodziska_RES

M. Mackiewicz, B. Myślecki, M. Furmanek 2014, Nieinwazyjne rozpoznanie średniowiecznych założeń obronnych na Śląsku. Poster z konferencji: Metody geofizyczne w archeologii polskiej, Kraków.

 

naglowek_wpisu

Przymiar do mierzenia średnic naczyń

Kilka dni temu dostałem trochę ceramiki do opracowania, a ponieważ wciąż siedzimy w terenie – musiałem zmajstrować sobie jakiś przymiar do mierzenia średnic den i wylewów. Zrobiłem, więc dzielę się, bo zawsze dobrze mieć pod ręką. Dwa warianty do wyboru. W planach było jeszcze kilka innych, ale nie widzę większej potrzeby.

Ten którego używałem wcześniej, był chyba kserowaną kopią z kopii, więc nawet dobrze, że nie muszę do niego wracać. Jeśli czegoś Wam w zaproponowanym przeze mnie szablonie brakuje – dajcie znać, można uzupełnić, a może i ja na tym skorzystam.

Aha, przypilnujcie aby dobrze ustawić parametry wydruku – zgodnie z ustawieniami strony – format arkusza A4, skala 100%. Najlepiej, dla pewności, sprawdzić linijką.

przymiar_centralny

przymiar_narozny

etykieta

Borucin na mapach i zdjęciach lotniczych

Za oknem leje, o wyjściu w teren można zapomnieć. Jest okazja, żeby przedstawić kolejną część badań na grodzisku w Borucinie.

Dawne mapy są podstawą do obserwacji zmieniającej się zabudowy miast i wsi, przebiegu dróg, parcelacji pól, zasięgu lasów czy zbiorników wodnych. Często odnotowują również obecność obiektów obecnie niewidocznych np. zburzonych młynów, kościołów czy zapomnianych cmentarzy, a także grodzisk, których rzeźba w czasie kartowania była jeszcze wyraźna, a obecnie została mocno zatarta wskutek działalności rolnej. Obiekty te opisywane są tradycyjnymi określeniami, często funkcjonującymi lokalnie do dzisiaj.

Przedstawienia kartograficzne zakładały zwykle posługiwanie się jedną, spójną skalą, zestandaryzowanym opisem i symboliką. Mapy powstałe do XIX w. trudno traktować jako metryczne. W teorii posługują się ustaloną skalą i układem odwzorowania, ale lokalizacja obiektów topograficznych jest mocno przybliżona, często uniemożliwiając precyzyjne zgeoreferencjonowanie. Dopiero w XIX w. mapy małoskalowe, cięte na arkusze, bardziej powszechnie wykorzystywały opisane matematycznie układy współrzędnych. Wykorzystanie nowych instrumentów pomiarowych pozwoliło na wykonanie zobrazowań o bardzo wysokiej szczegółowości i dokładności, czego przykładem mogą być niemieckie mapy arkuszowe z serii Urmesstischblatter i Messtischblatter. Należy mieć na uwadze, że technika przygotowywania map znacznie odbiegała od metod dzisiejszych, często wbrew pierwotnym założeniom, nie wszystko zweryfikowano w terenie, więc do ich wiarygodności trzeba podchodzić z dużą rezerwą.

Przegląd archiwalnych map nie ujawnił wielu szczegółów na temat samego gródka w Borucinie, jednak dostarczył garści informacji dotyczących przemian w jego otoczeniu. Najwięcej różnic można zaobserwować pomiędzy dwiema seriami map pruskich – Urmesstischblatt i Messtischblatt, przedstawiającymi stan przedindustrialny i z początków XX w. Arkusz z pierwszej z wymienionych serii wydany został w 1825 roku. Korzystaliśmy także z dwóch wydań map Messtischblatt – z 1923 r. i powojennego z podkładem opartym na ostatnim przedwojennym wydaniu z 1939 roku.

Mapa Urmesstischblatt z 1825 r.

borucin_mb23

Mapa Messtischblatt z 1923 r.

borucin_mb52

Mapa Messtischblatt, wydanie powojenne z 1952 r. oparte o podkład z 1939 r.

Na mapie Urmesstichblatt nie przedstawiono zabytkowego założenia. W dość schematycznie zmapowanej okolicy znajdziemy zabudowania młyńskie nad Cyną oraz kopalnię torfu po lewobrzeżnej stronie doliny. Mapa Messtischblatt z lat 20. również nie przedstawia gródka. Obiekt oznaczony jako „K. D. Wasserburg” (Kulturgeschicht Denkmal), przedstawiony w uproszczeniu jako relikt pojedynczej fosy, pojawia się dopiero na Messtischblattach z lat 30.

Ze znaczących różnic w przedstawionym krajobrazie z XIX i XX w. wymienić należy przede wszystkim regulację koryta Cyny, po której starym biegu pozostało jedynie kilka odnotowanych starorzeczy. Pojawiła się także sieć kanałów i rowów przecinających dolinę wykonanych prawdopodobnie dla odwodnienia tego terenu, aby ułatwić jego użytkowanie rolne. Trudno powiedzieć czy któreś z nich zmapowano już wcześniej, gdyż nakreślone na mapie Urmesstischblatt linie nie zawsze można zinterpretować jednoznacznie. Jeden z rowów dość mocno naruszył założenie, przecinając umocnienia we wschodniej i południowej części. Zastanawiający jest przebieg tego kanału po wschodniej stronie gródka – czyżby pierwotnie zakładano przeprowadzenie go wprost przez majdan, ale w porę zauważono zagrożenie zniszczenia obiektu i zdecydowano zmodyfikować jego bieg? Organizacja okolicznej przestrzeni przedstawiona na mapach międzywojennych np. przebieg polnych dróg, a częściowo także parcelacja, odpowiada stanowi obecnemu.

Wykorzystanie zdjęć lotniczych w archeologii ma długą historię, potwierdzoną licznymi odkryciami. Pozyskanie danych jest stosunkowo łatwe, aczkolwiek wymaga doświadczenia, a także nakładu środków. Tnąc koszta możemy sięgnąć po dane zebrane dla innych celów np. kartograficznych czy przyrodniczych, dostępne w zasobach różnych instytucji, a także wykorzystać ogólnodostępne zbiory, udostępniane za pośrednictwem geoportali czy Google Earth.

Dysponujemy całkiem użyteczną kolekcją ukośnych zdjęć lotniczych borucińskiego gródka. Wykonano je specjalnie dla potrzeb archeologów mając na celu dokumentację obiektów i ewentualne zaobserwowania wyróżników. W latach 90. kilka nalotów na śląskie założenia zrealizowano z inicjatywy Eugeniusza Tomczaka (odsyłam przy okazji do pięknych wydawnictw albumowych!). Kolejne obrazy pochodzą z archiwów Mirka Furmanka, który latał nad obiektem w 2008 r. Najświeższe, zostały wykonane przez Piotrka Wronieckiego w czasie dwóch przelotów w 2013 i 2014 r. (jedno z nich możecie znaleźć w poprzednim wpisie, inne z tego samego nalotu – w dzisiejszym nagłówku). Zdjęcia ukośne dość dobrze ukazały morfologię założenia, chociaż teren jest mocno zniwelowany. Pomimo melioracji doliny, fosy wciąż mają tendencję do podmakania. Podobnie objawiają się liczne paleokoryta Cyny. Na niektórych z otaczających gródek działek można zaobserwować pojedyncze kępy wyższej roślinności, nie wydaje się jednak, aby móc traktować je jako wyróżniki roślinne.

Gródek w Borucinie (fot. Piotr Wroniecki, lipiec 2013)

Gródek w Borucinie (fot. Piotr Wroniecki, lipiec 2013)

Drugi zbiór tworzą zobrazowania pionowe, zarówno fotograficzne, jak i satelitarne. Pionowy kadr nie sprzyja obserwacji rzeźby terenu, ale ułatwia ocenę rozmiarów i kształtu struktur, ich mapowanie, czy wykonanie ortofotomapy. Wykorzystaliśmy obrazy w barwach realistycznych, jak i z pasmem podczerwieni co w odpowiednich warunkach może podnieść widoczność wyróżników wegetacyjnych – niestety zdjęcia nie były wykonywane stricte dla potrzeb archeologii i zwykle nie trafiły w odpowiednie stadium wegetacji, gdy była szansa na ich zaobserwowanie. Ze struktury grodziska najbardziej czytelnie ujawniły się fosy. Podobnie jak na zdjęciach ukośnych, bardzo wyraźne były również paleokoryta w dolinie. Wykorzystanie obrazu pionowego ułatwiło prześledzenie ich przebiegu.

Borucin - zdjęcie pionowe z maja 2012 r.

Borucin – zdjęcie pionowe z maja 2012 r.

W następnym odcinku lidar, geofizyka, i co z tego wszystkiego wynika.